Ukryta dusza
Spokojne życie mieszkańców Esperanzy przerywa wieść o znalezieniu szkieletu w Wąwozie.
Policja ustaliła, że jest to bardzo stary szkielet. Nikt go nie szukał, nie było żadnego zgłoszenia o zaginięciu kogoś, kto już nie wrócił. Dlatego szkielet zakopano tam gdzie go znaleziono.
Pięć lat później nie świadomy historii, która się zdarzyła w Esperaznzie biznesmen postanawia zbudować w miejscu Wąwozu wille, w której chce zamieszkać z żoną i szóstką dzieci.
Dwa lata później w Esperanzie ukazała się piękna willa, która była dumą miasta. Biznesmen zamieszkał w niej z rodziną. Rodzina była zadowolona z willi, z relacji z sąsiadami i klimatu. Jedynie Martin był ostatnio jakiś smutny. Sanna jego żona martwiła się o niego. Postanowiła, że kiedy sześcioraczki pójdą do przedszkola porozmawia z nim.
-Martin co się z tobą ostatnio dzieję? Jesteś jakiś smutny?
-Wydaję ci się – nic mi nie jest.
-Przecież widzę, nigdy się tak nie zachowywałeś. Mów co się dzieje!
-Źle się czuję. Chyba przez to ciśnienie.
-Tak…od miesiąca…
-Boję się… wymamrotał.
-Co? Co powiedziałeś?
-Boję się!!!
-Co ty mówisz?Czego tu się bać?
-Wiesz, nie wiem jakieś bzdury gadam – zaśmiał się nerwowo.
-Rzeczywiście nie wiem o czym mówisz.
Martin wyszedł do biura. Sanna nie dała się zbyć wiedziała, że coś jest nie tak. Coś nie daje mu spokoju, może jest chory? – pomyślała. Nie, chyba nie. Jutro przyciśnie go porządnie.
Wiedział, że długo tak nie wytrzyma – musi powiedzieć o tym Sannie. W końcu to jego żona, a nie obca kobieta jak ona. Chociaż zabroniła mówić o tym komukolwiek. Jak ona może przecież nic nie zawinił. Za co każe mu się męczyć w męczarni swojego strachu.
Martin wrócił bardzo późno do domu, dzieci już spały, a Sanna czytała w łóżku.
-Hej kochanie jak minął dzień?
-Dobrze, odgrzać ci obiad?
-Nie dzięki padam ze zmęczenia. Wezmę prysznic i idę spać.
-Jak chcesz. Ja już się kładę – dobranoc.
-Dobranoc.
Rano Sanna usłyszała krzyk Allana.
-Mamo! Mamo!
Sanna wstała i szybko pobiegła do pokoju dzieci.
-O matko!! Martin! Martin!
-Co się stało -przybiegł zdenerwowany.
-Co to jest? Co to ma być? Zostań z dziećmi zadzwonię po policje!
Martin z płaczem w oczach pobiegł po telefon. Sanna płakała. Po 20 minutach przyjechało dwóch policjantów.
-Mają państwo jakiś wrogów?
-Nie, chyba nie. Wprowadziliśmy się niedawno – nerwowo mówiła Sanna!
-Słyszeliście jakieś kroki, szumy czy coś w tym stylu?
-Ja nic, a ty Martin? Odezwij się w końcu!
-Nie nic nie słyszałem.
-Czy to jest krew?- spytała Sanna.
-Nie wiem, niedługo będą tu nasi technicy, proszę tu na razie nie wchodzić.
Policjanci czekali w przedpokoju na techników, dzieci jeszcze spały Allan nie odstępował mamy na krok, aż w końcu zasnął w jej ramionach.
-Martin mów coś !!!
-Co znowu?
-Co to ma znaczyć „NIE ZASŁUGUJECIE NA NIE” wielki napis nad łóżkami dzieci. Teraz wiesz co?
-Nie wiem co to znaczy.
-Jesteśmy sami możesz mi powiedzieć wszystko, dlaczego jesteś taki smutny?
-Sanno powiem jak tylko oni wszyscy pójdą.
-Allan na pewno nie – powiedziała Sanna
-Powiemy mu że chcieliśmy im zrobić niespodziankę i narysowaliśmy im rysunek, ale pan policjant go zmyje jak mu się nie podoba.
-Uwierzy?
-Tak to przecież dziecko.
-Jak się będzie dobrze czuł to pójdzie.
-Dobrze.
Martin odwiózł dzieciaki do przedszkola, Allana też, wziął wolne w pracy i pojechał do domu, do żony. Powie jej niech się dzieje co chce.
-Cześć.
-Cześć siadaj.
-No słucham.
Cisza.
-Słucham!!
-Od miesiąca w naszym domu słyszę jakiś głos I Widzę jakiś cień, w kształcie człowieka.
-Co ty mówisz…?
-Nie przerywaj mi Sanna! Ja się pierwszy raz w życiu tak boję. Najgorszy jest ten głos. Głos pragnący zemsty. Zemsty na mnie.
-Martin o czym ty mówisz?
-Słyszałem od ludzi, ale i od miejscowych policjantów, że pod naszym domem jest zakopany szkielet kobiety.
-Szkielet? Kiedy? Jakiej kobiety?
-Nie wiem jakiej, podobno zanim zbudowaliśmy dom był tutaj wąwóz, w którym kiedyś znaleziono te kości zbadano je, tożsamości nie udało się ustalić. Nie było żadnych zgłoszeń o zaginięciu młodej kobiety. W tym wąwozie straszyło. Do tej pory nie wierzyłem w duchy, ale teraz…
To jest głos kobiety.
-Już wiem co znaczyły te dziwne pytania w sklepie czy w przedszkolu na zebraniu. Czy nie boję się być sama kiedy dzieci i ciebie nie ma? I takie tam głupie pytania. Oni wszyscy wiedzieli o tym. Tylko jest pytanie. Dlaczego to tylko ty słyszysz i widzisz.
-Nie wiem Sanno naprawdę nie mam pojęcia.
-Wiem co zrobimy. Trzeba sprowadzić egzorcystę – może coś pomoże.
-Zgodzę się na wszystko byle nie słyszeć tego głosu.
-A ten napis…
-Nie wiem co o tym myśleć wczoraj dzwonili z komisariatu.
-I co?
-Mają wyniki tego czegoś?
-Co to jest?
-Nie wiedzą nigdy czegoś takiego nie widzieli.
-Myślisz że to ona.
-Tak myślę własnie – wykrzyczał na całe gardło.
-Czemu tak krzyczysz?
-Ona i tak nas słyszy, nie wiem czego chce, ani czego oczekuję. Nie wiem co robić.
Od miesiąca co tydzień przychodził do nich egzorcysta i wypędzał duchy. Próbowali też wydobyć kości spod domu, ale nie wiedzieli w której części dokładnie szukać. Sanna i Martin rozmawiali codziennie o niej. Martin bał się jeszcze bardziej, ponieważ nawiedzała go teraz co noc go ostrzegała. On na to nie reagował. Tym razem głosy słyszała cała rodzina.
Aż pewnej nocy była straszna burza dzieciaki spały w sypialni z rodzicami. Nikt nie spał, leżeli w milczeniu. PRZYSZŁA.
To jest mój wąwóz! Nie macie prawa zakłócać mi spokoju! Jeszcze próbujecie mnie wypędzić! Próbowałam cię ostrzec Martin jako głowę rodziny, ale nie zrozumiałeś. TO JEST MÓJ DOM.
Całą rodzinę pochowano w sobotę. Zmarli w skutek zatrucia jakimś czerwonym płynem czy czymś. Musieli się tym oblewać, ponieważ było to w sypialni. Wszędzie. Jakby na siłę wciskali to sobie do gardeł, i wypluwali. Doprowadziło to do gorączki i śmierci. Nie mieli rodziny. Willa stała się własnością miasta. DOM WYSTAWIONO NA SPRZEDAŻ.